Tło Mazowsze

Warszawa pełna tajemnic i niespodzianek

25.05.2015

To niezwykłe, jak wiele w Warszawie jest miejsc zaskakujących i nieodkrytych. Miejsc, z którymi wiążą się niesamowite wydarzenia, tajemnicze zagadki, nietuzinkowi ludzie. Miejsc, które są pretekstem do opowiedzenia historii czasami smutnych, czasami zabawnych, ale zawsze fascynujących i barwnych. Miejsc, które zadziwiają i działają na wyobraźnię. Wystarczy odejść od utartych szlaków, od obleganych przez turystów miejsc, aby poznać inne oblicze Warszawy, nie opisywane w każdym przewodniku turystycznym, znane tylko prawdziwym miłośnikom stolicy. Niektóre z tych nieznanych miejsc są otwarte na co dzień dla zwiedzających, dotarcie do innych wymaga więcej cierpliwości. Jednak właśnie ta niedostępność powoduje, że dane miejsce otacza aura tajemniczości, że staje się ono jeszcze bardziej interesujące. Wyruszmy więc na spacer po Warszawie, jakiej jeszcze nie znamy, odkryjmy stolicę na nowo, poznajmy niezwykłe historie i ludzi, którzy brali w nich udział.

Kamieniczki na ulicy KanoniaNie ma lepszego miejsca na początek naszej wędrówki po Warszawie jak jej historyczne centrum – Starówka. Gdy przyjrzymy się kamieniczkom na ulicy Kanonia naszą uwagę przyciągnie z pewnością jedna z nich, tak wąska, że mieści się na niej tylko jedno okno! Gdybyśmy jednak weszli na klatkę schodową lub obejrzeli kamieniczkę od strony Wisły to okazałoby się, że jest ona dużo szersza. Po prostu działka, na której ją postawiono ma kształt trójkąta, a nie prostokąta. Nie bez powodu wybrano taki kształt działki – podatki płaciło się od szerokości kamienicy od głównej ulicy, więc w tym przypadku były one najniższe.

Nieopodal, na Krakowskim Przedmieściu zachowały się dwa skrzydła pałacu Kazanowskich, niegdyś przepysznej, konkurującej z Zamkiem Królewskim rezydencji, którą otaczał zwierzyniec. To w nim pan Zagłoba przeżył niemiłą przygodę, którą upamiętnia znajdująca się na murze pałacu od strony Mariensztatu tablica: "Tu u stóp Kazanowskich, walczył z małpami pan Zagłoba". To wydarzenie tak opisuje Henryk Sienkiewicz w „Potopie”:

"- Simiae czy diabły? - rzekł do siebie pan Zagłoba.
Nagle gniew go uchwycił, męstwo wezbrało mu w piersi i podniósłszy szablę wpadł do klatki. Popłoch ogromny odpowiedział pierwszemu ciosowi jego miecza. Małpy, z którymi żołnierze szwedzcy dobrze się obchodzili i które ze swych szczupłych racyj karmili, bo ich bawiły, [...] wpadły w tak okropne przerażenie, że je szał ogarnął po prostu, [...] jedna skoczyła w obłędzie panu Zagłobie na kark i chwyciwszy go za głowę przywarła doń z całej siły. Druga przyczepiła mu się do prawego ramienia, trzecia od przodu chwyciła za szyję, czwarta uwiesiła się u zawiązanych z tyłu wylotów, on zaś przyduszon, spocony, próżno się miotał, próżno w tył zadawał ślepe razy, samemu wkrótce zabrakło oddechu, oczy mu na wierzch wyszły i rozpaczliwym głosem krzyczeć począł:

Mości panowie! ratujcie!

Wrzaski zwabiły kilkunastu towarzystwa, którzy nie mogąc rozeznać, co się dzieje, biegli w pomoc z dymiącymi od krwi szablami, lecz nagle stanęli w zdumieniu, spojrzeli po sobie i jakby pod wpływem czarów, ryknęli jednym ogromnym śmiechem. Nadbiegło więcej żołnierzy, tłum cały, lecz śmiech, jak zaraza, udzielił się wszystkim. [...] Dopiero Roch Kowalski nadbiegł z góry i roztrąciwszy tłumy uwolnił wuja z małpich uścisków".

historyczne piwnice DekertaPozostawiając w pamięci ten niecodzienny pojedynek udajmy się teraz na rynek Starego Miasta, gdzie czeka już na nas następne niezwykłe miejsce. Staromiejskie kamienice po stronie Dekerta, najlepiej zachowanej po II wojnie światowej pierzei Rynku, kryją tajemnicze, pochodzące nawet z XII i XIV wieku piwnice. Prace renowacyjne prowadzone w podziemiach przyniosły wiele ciekawych odkryć – murowaną studnię z XVII w. oraz piec, który prawdopodobnie był wykorzystywany w laboratorium aptecznym w XVII w. Jednak najbardziej spektakularnym odkryciem była skrytka, w której znajdowało się 1211 monet, wśród nich tymfy złotowe, orty, szóstaki i krajcarówki pochodzące z XVII i XVIII wieku. Znaleziony skarb ważył 4,8 kg. Fascynująca jest historia ostatniej kamienicy znajdującej się na szlaku piwnic, znajdującej się pod adresem Boleść 2. Powstała ona w XVI w. jako brama wjazdowa na pierwszy stały most przez Wisłę, który był najdłuższą tego typu konstrukcją w całej Europie. Po stronie praskiej most wychodził na dzisiejszą ulicę Ratuszową, a od strony Starego Miasta prowadziła do niego istniejąca do dziś ulica Mostowa. Inicjatorem budowy był król Zygmunt August, on też sfinansował przedsięwzięcie. Liczący 500 m długości i wsparty na 15 filarach most budził powszechny zachwyt Warszawiaków, a Jan Kochanowski napisał o nim nawet fraszkę.

Na most warszewski

„Nieubłagana Wisło, prózno wstrząsasz rogi,
Prózno brzegom gwałt czynisz i hamujesz drogi;
Nalazł fortel król August, jako cię miał pożyć,
A ty musisz tę swoję dobrą myśl położyć,
Bo krom wioseł, krom prumów
już dziś sucha nogą
Twój grzbiet nieujeżdżony wszyscy deptać mogą.”

 

Warszawiacy nie cieszyli się jednak długo nową przeprawą, ponieważ już po 30 latach od wybudowania zniszczyły ją wiosenne kry. Brama wjazdowa na most, która chroniła go przed pożarem przestała być już więc potrzebna, dlatego przeznaczono ją na magazyn prochu. Tą funkcję budynku upamiętnia nazwa znajdującego się w nim teatru – Stara Prochownia. W późniejszych latach w kamienicy mieściło się więzienie, a od połowy XIX w. stała się budynkiem mieszkalnym. Piwnice staromiejskie są udostępnione zwiedzającym w ramach szlaku turystycznego, a jego dodatkową atrakcję stanowią odbywające się często w podziemiach koncerty.
Słuchanie muzyki na żywo w tak wyjątkowym miejscu jest niezapomnianym przeżyciem!

Z żalem opuszczamy klimatyczne, przesiąknięte historią śródmiejskie kamienice, ale na rogu Wąskiego i Szerokiego Dunaju, w Kamienicy Szewców czeka już na nas kolejna atrakcja – Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych im. Jana Kilińskiego. Zgromadzone w nim przedmioty były częścią życia mieszkańców dawnej Warszawy i są świadectwem jej świetności i dobrobytu. Wyobraźmy sobie modne Warszawianki noszące gustowne buciki pokazane w muzeum! Natomiast w starannie odtworzonych dwóch warsztatach - szewskim i rymarskim możemy wyobrazić sobie jak w XIX wieku wyglądała praca szewca i rymarza. W muzeum możemy obejrzeć także autentyczne narzędzia ich pracy, np. maszynę do szycia cholewek. Ekspozycję uzupełniają dokumenty cechowe, a wśród nich Statut Cechu Rymarzy podpisany przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Nie mogło też oczywiście zabraknąć portretów patronów szewców i rymarzy – świętych Kryspina i Kryspianina oraz portretu najbardziej znanego warszawskiego szewca, pułkownika powstania kościuszkowskiego Jana Kilińskiego.

Pozostańmy w klimacie starej Warszawy, przenosząc się tym razem w czasy panowania Zygmunta III Wazy i udajmy się na wąską uliczkę Dziekania. Znajduje się nad nią ganek, przez który przechodziło się niegdyś z zamku poprzez pałac dziekania do loży królewskiej w katedrze. Ganek ten wzniesiono, aby król mógł bezpiecznie udać się na mszę nie wychodząc na ulicę, gdzie jego życiu zagrażały takie jak to wydarzenia: Gdy 15 listopada 1620 roku król szedł na mszę do katedry w asyście prymasa, dworu i rodziny, niespodziewanie zaatakował go z czekanem w dłoni szlachcic sandomierski Michał Piekarski. Na szczęście na pomoc królowi przyszedł jego syn, następca tronu królewicz Władysław wraz z innymi członkami dworu królewskiego. Zuchwały atak na monarchę musiał zostać najsurowiej ukarany. Przed egzekucją Piekarskiego poddano więc makabrycznym torturom – najpierw przypalano mu prawą rękę, którą śmiał podnieść na majestat króla, później obcięto mu obie dłonie, aż wreszcie, zgodnie z brzmieniem wyroku: „...czterema końmi ciało na cztery części roztargane, a obrzydłe trupa ćwierci na proch na stosie drzew spalone zostaną. Na koniec proch, w działo nabity, wystrzał po powietrzu rozproszy”. Poddany tak strasznym torturom Piekarski wydobywał z siebie jakieś dziwne, niezrozumiałe słowa i stąd wzięło się warszawskie powiedzenie „Plecie, jak Piekarski na mękach.” Należy jeszcze dodać, że egzekucja Piekarskiego odbyła się na tzw. Piekełku u wylotu ulicy ... Piekarskiej.

Nie był to jednak jedyny przypadek, kiedy dokonano zamachu na godność królewską, którego świadkami byli mieszkańcy Starego Miasta. Tym razem ofiarą napastników stał się król Stanisław August Poniatowski, a miejscem niechlubnego porwania monarchy ulica Kozia. Przeciwnicy króla najpierw zawiązali w 1768 r. w miasteczku Bar na Ukrainie konfederację, po czy ogłosili detronizację króla, a gdy nie doszła ona do skutku … postanowili go porwać! Na miejsce tego nikczemnego czynu wybrali nieprzypadkowo ulicę Kozią – była tak wąska, że nie dało się na niej zawrócić powozem, dlatego król nie miał możliwości ucieczki. Uzbrojeni porywacze zaatakowali powóz króla wczesnym wieczorem, gdy wracał on od chorego wuja Michała Czartoryskiego, po czym pomknęli z uprowadzonym monarchą najpierw Miodową i Długą, a następnie skierowali się w kierunki Bielan. Szybko okazało się jednak, że porywacze sami przerazili się niegodziwością tego co zrobili i w miarę oddalania się od Warszawy rezygnowali z udziału w swoim niecnym przedsięwzięciu. W pobliżu Bielan króla pilnował już tylko jeden z napastników, niejaki Jan Kuźma. Jednak i jego król zniechęcił skutecznie do porwania, a nawet zmienił jego zamiary do tego stopnia, że niedoszły porywacz w pewnym momencie ukląkł i ślubował wierność majestatowi. Zagubieni w mroku nocy i zmęczeni porywacz i ofiara przenocowali w młynie na podwarszawskim Marymoncie, a następnego dnia rano po króla przyjechała gwardia i zawiozła go do zamku. Na szczęście monarcha nie ucierpiał poważnie podczas całego zdarzenia i został jedynie lekko zraniony szablą. Zapewne z tego powodu wspominał później swoje porwanie jako osobliwą przygodę.

Pozostańmy jeszcze razem z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, poznając kolejne miejsce w Warszawie z nim związane – pole elekcyjne na Woli, gdzie został w 1764 r. wybrany na króla. To doniosłe wydarzenie uwiecznił Canaletto na jednym ze swoich obrazów. Oprócz Stanisława Augusta Poniatowskiego na Woli wybrano jeszcze ośmiu władców Polski, w tym jedną kobietę – Annę Jagiellonkę i jednego króla dwukrotnie – Stanisława Leszczyńskiego. Miejsce elekcji królów upamiętnia dziś pomnik Electio Viritim, postawiony w miejscu gdzie stała tzw. szopa senatorska. W Warszawie znajdowało się jednak jeszcze jedno pole elekcyjne, położone na polach wsi Kamion (dzisiejszy Kamionek), w miejscu gdzie obecnie stoi kościół pw. MB Zwycięskiej przy ul. Grochowskiej. Dokonano tam wyboru dwóch królów, jednak nie można uznać ich z dzisiejszej perspektywy za wybory udane... Obydwaj wybrani monarchowie nie zapisali się dobrze w historii Polski – Henryk Walezy uciekł po 9 miesiącach panowania po kryjomu z Polski, a Augusta III Sasa tak absorbowały wystawne przyjęcia, że nie miał już czasu na zajmowanie się sprawami Rzeczypospolitej. Opisując pola elekcyjne w Warszawie należy wspomnieć o tym, że zasadę wolnej elekcji w Polsce wprowadzała unia lubelska w 1569 r., a po raz pierwszy wprowadzono ją w życie w 1573 r., rok po bezpotomnej śmierci Zygmunta Augusta. Na miejsce elekcji wybrano Warszawę, ponieważ leżała ona w połowie drogi między Wilnem a Krakowem.

Jak król Stanisław August Poniatowski spędzał czas wolny? Wyszukaną, godną majestatu rozrywką był teatr, oczywiście jak na króla przystało teatr dworski - kameralny i prywatny. Na zlecenie króla zaprojektował go w Starej Pomarańczarni Dominik Merlini. Teatr został otwarty dla publiczności 6 września 1788 roku, a otwarcie uświetniła francuska sztuka zagrana przez amatorów z otoczenia króla. Widownia teatru, nazwanego na cześć króla Teatrem Stanisławowskim, mogła pomieścić 200 widzów. Podziwiali oni nie tylko świetne przedstawienia i doskonałą akustykę, ale także wspaniały wystrój wnętrza – herb królewski oraz medaliony przedstawiające wybranych przez króla najwybitniejszych dramaturgów w historii teatru – Sofoklesa, Szekspira, Moliera i Racine'a. Zachwycały również malowidła Jana Bogumiła Plerscha przedstawiające rząd lóż, a w nich dostojną dworską publiczność – elegancko ubrane damy w wykwintnych kapeluszach przyozdobionych piórami spoglądają przez lorgnon na toalety sąsiadek lub podziwiają przedstawienie, trzymając w ręku wachlarz dla ochłody. To prawdziwy cud, że Teatr Stanisławowski ocalał w czasie II wojny światowej, mimo tego, że jest zbudowany z drewna. Uratował się, ponieważ teren Łazienek Królewskich należał do Niemców i nie było na nim walk w czasie wojny. Również szczęśliwym zbiegiem okoliczności rozkaz zburzenia Pałacu na Wodzie nie wspominał o teatrze.
Zwiedzamy nadal Łazienki Królewskie, aby odkryć ich kolejną niespodziankę – cztery zegary słoneczne. Najstarszy z nich stoi na tarasie Białego Domku już od 1778 r. i ma tarczę z białego marmuru kararyjskiego, a podtrzymuje go wykonany z piaskowca, klęczący satyr. Kto inny jak ten pochodzący z mitologii greckiej uczestnik orszaku bogu wina Bachusa, przedstawiany często w tańcu, podczas gry na instrumencie lub w pogoni za leśnymi nimfami lepiej pasuje do idyllicznego ogrodu Łazienek Królewskich? Niezwykły jest również zegar znajdujący się przed budynkiem Starej Pomarańczarni. Wyrysował go w 1828 r. na granitowym głazie znalezionym przy zakładaniu Ogrodu Botanicznego prof. Wojciech Jastrzębowski za pomocą wynalezionego przez siebie przyrządu.

Nie rozstajemy się jeszcze z rodziną królewską, zwracając tym razem naszą uwagę na najstarszego brata króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, księcia Kazimierza Poniatowskiego. To dla niego architekt Szymon Bogumił Zug zaprojektował w latach 1776-1779 ogród „Na Książęcem”, który składał się z części geometrycznej oraz części bardziej dzikiej, naturalnej, z niewielkim stawem i wyspą. W Warszawie krążyły legendy o osobliwościach i bogactwach ogrodu, zgodnie z którymi znajdowały się w nim oranżerie, w których uprawiano ananasy, a na wysepce na stawie wesoło dokazywały małpy! Park ozdabiały liczne budowle małej architektury m.in. Domek Imama, minaret, pawilon chiński oraz ukryta pod ziemią, w skarpie tajemnicza rotunda zwana Elizeum.
W Elizeum Kazimierz Poniatowski organizował wystawne przyjęcia dla swoich przyjaciół, uświetnione muzyką, która dzięki doskonałej akustyce była doskonale słyszana w całym wnętrzu. Do Elizeum prowadziły schodki i mroczny korytarz, a wnętrze olśniewało przepyszną kopułą, wygodnymi sofami, malowidłami na ścianach i blaskiem niezliczonych lampionów. Dziś niestety trudno dostrzec ślady dawnej świetności, przypominają o niej jedynie fragmenty polichromii na ścianach i odciski kasetonów dekorujących niegdyś sklepienie.

0.0/5

Liczba ocen: 0

Miejsca w pobliżu

Teatr Muzyczny Roma - Warszawa

Kategoria: Teatry

Teatr muzyczny w Warszawie, mieszczący się w centrum miasta, przy ul. Nowogrodzkiej 49. Dawna...

Pałac Kultury i Nauki - Warszawa

Kategoria: Pałace

Budowę zakończono 22 lipca 1955 r. Wysokość budynku sięga aż 230 m. Jako najwyższy budynek w...

Filharmonia narodowa - Warszawa

Kategoria: Opery i filharmonie

Filharmonia Narodowa to reprezentacyjna instytucja życia muzycznego w Polsce, znana na całym...

Muzeum Wojska Polskiego - Warszawa

Kategoria: Muzea

Placówka muzealna prezentująca zbiory poświęcone historii wojskowości oraz historii Polski,...