Tło Mazowsze

Mazowsze

Artykuły

Przejdź na mapę

Ciepła Góra, Źródełko, O błędnych ognikach

25.05.2015

Każdy z nas zna na pewno legendy o Popielu lub Smoku Wawelskim, jednak mało osób jest świadomych istnienia legend, które dotyczą rodzinnych okolic. Co jest powodem tej niewiedzy? Ludzie, którzy je znali umarli, materialne źródła rozpadły się ze starości. Dotarłam jednak do lokalnej poetki i dawnej nauczycielki- Pani Marii Ludwiniak, która zechciała się ze mną podzielić legendami z moich stron, o których nie miałam pojęcia.

„Na wstępie powiem krótko, że od wielu lat jestem mieszkanką ziemi poświętniejskiej i ręczajskiej. Są to ziemie o bardzo bogatej historii, którą trzeba by było, żeby młodzież poznała i o wielkim uroku przyrody.

Jeżeli chodzi o legendy, są to opowieści ludowe, fantastyczne, o nadnaturalnych postaciach, o nadnaturalnych zjawiskach, świat rzeczywisty istnieje obok świata cudownego. I właśnie taką jedną z legend ja opisałam, tutejszych, najstarszych legend ręczajskich. Jest to legenda o koniu zjawie. Dotyczyła ona w dużej mierze drogi biegnącej z Ręczaj na wschód w kierunku Poświętnego. Droga wiodła przez las zwany Ręczajskim Borem. Była ona trudna do przebycia, przejścia a nawet do przejechania wozem konnym. Niektóre odcinki tej drogi były wyboiste, pełne sterczących korzeni, inne z głębokimi koleinami pełnymi błota i wody. Ostatnim trudnym do przebycia odcinkiem były piaski Ciepłej Góry, przebiegającej w poprzek tej drogi. Jak głosiła legenda na tej drodze wędrujący nocą ludzie często napotykali konia. Koń ten zobaczywszy człowieka uchodził z drogi i rżąc żałośnie galopował w głąb lasu w kierunku bagien. Jeszcze częściej wędrowcy słyszeli tylko żałosne rżenie bez widoku konia. 64-lata temu kilka razy przejeżdżałam tę trudną drogę w godzinach nocnych, ale nigdy nie spotkałam konia zjawy ani nigdy nie słyszałam jego rżenia. Słyszałam tylko sapanie i stękanie konia ciągnącego wóz, którym jechałam, siedząc obok woźnicy na snopku słomy przykrytym wełnianym, samodziałowym pasiakiem. Pamiętam te stare wozy ‘’żelaźniaki’’ z migocącymi, naftowymi latarkami, umieszczonymi po lewych stronach ich boków. Wozy na wybojach głośno stukotały, w mokrych miejscach chlupotały, a na Ciepłej Górze trzeszczały. Zmęczone konie ciężko oddychały, sapały, pociły się, ale wozy ciągnęły. Nieraz przed Ciepła Górą ludzie schodzili z wozów i pchali je do przodu pomagając koniom w pokonaniu najtrudniejszego odcinka tej drogi. W tamto dawno minionych latach, słuchałam opowieści wielu starszych osób, które mówiły, że słyszały rżenie konia na drodze, a nawet widziały jego cień. Opowiadał mi kiedyś pewien staruszek, nazywał się Antoni Sałański, jak w czasach jeszcze przed I wojną światową, mieszkańcy Ręczaj naprawiali tę leśną drogę. Usuwali niepotrzebne krzewy i drzewa, odwadniali drogę kopiąc rowy po obydwu jej stronach. Ziemią z rowów zasypywali głębokie koleiny. Pewnego dnia kopiąc rowy, natrafili na szkielet konia. Trochę przestraszyli się, ale zebrali końskie kości w lnianą płachtę, ponieśli je pod Ciepłą Górę i zakopali w piasku, nieopodal bagien. Potem w pobliżu miejsca, w którym wykopali końskie kości, zawiesili na drzewie małą kapliczkę ubitą z kilku deseczek. W środku kapliczki umieścili obrazek przedstawiający Anioła Stróża. Widziałam tą kapliczkę, wiele razy ją oglądałam. Mijały lata, obrazek spłowiał, deseczki rozpadły się, drzewa przydrożne spróchniały, ludzie opowiadający legendę o koniu zjawie poumierali.”

Druga legenda opowiada o niezwykłej mocy pewnego, pobliskiego strumienia.

„Legenda o źródełku wypływającym z Ciepłej Góry. Pamiętam czyste, piękne lasy, okalające Ręczaje i długą piaszczystą górę przebiegającą skrajem tych lasów. Góra ta zwana Ciepłą Górą przebiegała w jednym miejscu poprzek starej drogi łączącej ziemie poświętniejską z ziemią ręczajską. Z jednej strony drogi Ciepła Góra oddzielała sobą bagna od lasu. I tak jest do dziś. Z drugiej strony oddzielała sobą od lasu pola i wieś Choiny. Z drogą, lasem, bagnem, Ciepła Górą i wypływającym z niej źródełkiem wiązało się wiele miejscowych opowiadań i legend. Ponad sześćdziesiąt lat temu przy źródełku wypływającym z Ciepłej Góry spotkałam starszą niewiastę z Choin. Przyszła ona z wiaderkiem po źródlaną wodę do kąpania prawnuczki. Niewiasta ta opowiadała mi wtedy historię wypływającego z Ciepłej Góry źródełka. Brzmiała ona mniej więcej tak: była druga połowa XIX w., część ziemi polskiej w tym pobliskie okolice znajdowały się pod zaborem rosyjskim. Powstańcy polscy często z ukrycia walczyli z oddziałami wojsk carskich. Pewnego razu po wygranej bitwie z wojskami najeźdźcy w lasach kamienieckich, jeden młody, lekko ranny powstaniec polski otrzymał od swojego dowódcy polecenie dotarcia do Ręczaj. Miał zgłosić się do dziedzica ziemi ręczajskiej Andrzeja Zamoyskiego, aby przekazać mu meldunek z walk oddziałów powstańczych z wojskami najeźdźcy. Wędrował, więc kilka nocy, przedzierał się przez lasy i pola, już był blisko celu, już tylko ze 2 km dzieliły go od Ręczaj, gdy nagle zasłabł. Z zastrupianej rany pociekła krew i padł nieprzytomny u podnóża Ciepłej Góry. Z kępy białych brzóz rosnących w pobliżu góry zerwało się stado czarnych kruków i przeraźliwie kracząc krążyły nad umierającym powstańcem. Gdy nagle ze zbocza Ciepłej Góry wypłynęła stróżka zimnej wody. Obmyła zmęczone ciało, zatamowała krew płynącą z rany i przywróciła powstańcowi już odchodzące życie. Powstaniec dotarł to Andrzeja Zamoyskiego, spełnił swe zadanie, a źródełko ze zbocza Ciepłej Góry wypływało, wypływało, wypływało jeszcze przez wiele, wiele dziesiątek lat. Przez wiele lat niewiasty z Choin przynosiły wodę ze źródełka do kąpieli niemowląt. Podobno dzieci kąpane w tej wodzie były radosne i zdrowe. Woda źródlana leczyła ich wszelkie odparzenia, otarcia i potówki. Panny, które myły głowy w źródlanej wodzie miały piękne, zdrowe i lśniące włosy. Starcy moczyli w wodzie zmęczone i obolałe nogi, bo ta woda przynosiła im ulgę, a pola, na których rosła kępa białych brzóz do dni obecnych noszą nazwę „Pól pod krukami”.”

„O błędnych ognikach”. Ta legenda powstała po nadaniu ziemi chłopom i podobne legendy powstawały nie tylko w tej okolicy, ale i w innych, odległych od siebie wioskach, ale zawsze odnosiły się do nieuczciwych pomiarów ziemi. Błędne ogniki prawie zawsze we wszystkich legendach przedstawiały pokutujące dusze. Dowiedziałam się o tych ognikach bardzo dawno temu od nieznajomego, starszego pana, pasł sobie krowy, ja przechodziłam i mówił, że nocami te ogniki wylatują z bagien i mierzą od początku ziemie. Ja słuchając go, napisałam taki wierszyk:

Pod Ciepła Górą w miesięczne noce przedziwne rzeczy się działy
Nadprzyrodzone, nieznane moce jakież tu harce wyprawiały
Trzciny na bagnach groźnie szumiały i pałki w szuwarach bębniły
Ptaki wrzeszczały, lisy szczekały, bały się czegoś? Coś kryły?
Z bulgotem błota nieczyste siły z bagien ogniki wyrzucały
A potem cisza i w jednej chwili opary bagna otulały
Nad pola, lasy, łąki i moczary błękitne ognie wzlatywały
Ognie? Nie…dusze mierniczych za złe pomiary pokutę swą odprawiały
Mierzyły, biegały jak szalone, a kiedy pierwsze kury zasypiały
Błędne ogniki pracą zmęczone, w głąb bagien powracały.

Rozmowa z panią Marią Ludwiniak była dla mnie niezwykła wyprawą w świat na pół fantastyczny a jednocześnie związany z miejscami codziennie przeze mnie odwiedzanymi. Niestety wśród większości lokalnej społeczności historie te wciąż pozostają nieznane i czekają na swój czas.